piątek, 24 września 2010

Cynamon pod obiektywem! oraz zupa kukurydziana!




Doczekaliśmy się! Jak dobrze było wziąć się w garść i nie dość, że założyć, to jeszcze nie opuścić bloga! Ach!
Otóż Cynamonowa Filozofia w związku z ubiegło-notkowym i ubiegło-weekendowym konkursem została wspomniana w gazecie!

W skierniewickim ITSie od Dziennika Łódzkiego pojawił się artykulik o świątecznym konkursie na Skierlotkę. Z racji, że młodsze osoby zawsze szokują na tego typu konkursach, został ze mną i z Darią z Red and Pale przeprowadzony wywiad, gdzie uchyliłyśmy rąbka tajemnicy i wyjawiłyśmy, że obydwie prowadzimy blogi kulinarne. Mała reklama nie zaszkodzi, a co!
Choć fragment mówiący o zdobieniu potrawy należy wyprostować.
Owszem, jeżeli gotuje sama dla siebie, stawiam wygląd ponad smak. Ale w życiu bym nie podała komukolwiek czegoś, co uznam za kiepskie, niesmaczne. Każdy mój eksperyment musi wpierw przejść przez mój własny, dziwaczny test jakości.



I co to oznacza, że nie mamy kompleksów w kuchni? Ja mam i to jak stąd do Londynu! o.O

Pragnę też skromnie zauważyć, że na zdjęciu noszę bluzę mojego osobistego Kota, o!

______________________________


A z przepisów dzisiaj wstawię zupę kukurydzianą. Czemu?
Bo zaraz przepis zapomnę...
Szczerze, to moje przekleństwo! Nie umiem zapisywać przepisów nigdzie indziej niż na Cynamonowej. Próbowałam prowadzić zeszyt, ale nic z tego nie wyszło, bo nie lubię swojego pisma... Wszystkie moje ulubione przepisy walą się częściowo w zakładkach Google Chrome, częściowo w gazetkach, a także na YouTubie (Nigella!), niekiedy zaglądnę do książki kucharskiej bądź notatek rodzinnych. Ale żebym sama zapisywała? Nie, jakoś nie podoba mi się taka idea.
Więc moim małym notatnikiem z przepisami niech będzie Cynamonowa!



Zupa kukurydziana to danie które mnie od zawsze intrygowało. Już jako mała dziewczynka zafascynowałam jak Aleksander przygotowuje zupę z ziaren kukurydzy w Pszczółce Mai. Było to coś egzotycznego, ale jej smak zawsze kojarzyłam ze słodyczą, aksamitną słodyczą w ustach. I nadeszła pora, by taka zupę przygotować, nareszcie.
Przepis zobaczyłam u Karoliny w jej Japońskiej Kuchni, ale wcale nie poszłam w tym kierunku. Wykorzystałam bazę japońską, przeszłam do pikantnego meksyku.
Ale, żeby zachęcić i się pochwalić, mój brat niecierpiący eksperymentów w kuchni był ZACHWYCONY, a zupę zjadł nawet na śniadanie!

Składniki:
2 kolby kukurydzy
1 puszka kukurydzy konserwowej
1/2 cebuli
600 ml mleka
40 g masła + jedna łyżka masła
1 łyżka mąki
50 g sera żółtego + wiórki do dekoracji
2-3 suszone papryczki chilli
słodka papryka
sól i pieprz

Dodatkowo:
pierś kurczaka
sól
słodka papryka
prażone nasiona dyni
3 tortille



Kolby kukurydzy naciąć nożem wzdłuż w kilku miejscach. Z jednej kolby odkroić ziarna kukurydzy, a z drugiej usunąć je z kolby trzonkiem noża. W ten sposób część kukurydzy będzie cała, a część będzie zmiażdżona. Wszystko to robić do średniego garnka.
Cebule bardzo drobno poszatkować i dodać do kukurydzy razem z 40 gramami masła. Postaw na ogniu i zagotuj.
Dodaj mleko i gotuj od czasu do czasu mieszając i uważając, by zupa się nie przypaliła.
Posól i popieprz. W dłoniach rozetrzyj papryczki chilli i także dodaj do zupy. UWAGA! Nie trzyj teraz oczu ani nie dłub w nosie, będzie bardzo parzyło! Dosyp słodkiej papryki do smaku. Dodaj startego żółtego sera
W małej miseczce wymieszać 1 łyżkę mąki z jedną łyżką miękkiego masła i dodać do zupy. Całość powinna być lekko gęsta.

Kurczaka pokrój na cienkie paski i rozprowadź po nim sól i paprykę. Usmaż na patelni. Na suchą patelnię wrzuć pociętą w plastry tortillę i podgrzewaj aż będzie chrupiąca i sztywna.

Nalej zupę do miseczek, posyp wiórkami sera. Sypnij tam również pestek z dyni. Podawaj z tortillą.




______________________________


A do tego mamy zagadkę tygodnia! Temu, komu będzie chciało się odgadnąć, obiecuję nagrodę, którą nawet dostarczę!

Czarnuszka i Nigella Lawson.
Co je łączy?


Odpowiedź w następnym odcinku!

poniedziałek, 20 września 2010

Kiepski czas na Innowacje. Świąteczna Skierlotka!

Ci, którzy fascynują się kuchnią nowoczesną wcale nie mają lekko. Nie lepiej jest z fanami kuchni artystycznej. Czemu to tak?

W tym miejscu buchnie nam temat muzyczny ze Skrzypka na dachu.
TRADYCJA!

Otóż za dużo w polakach tradycji abyśmy mogli się spokojnie w tej okolicy odnaleźć. Nowe zawsze robi wrażenie. Nowe zawsze zaskoczy i zbierze komplementy. Ale gdy dochodzi nei tylko do spoglądania nań, a próbowania, nie ma już tylu chętnych. Ludzie się boją, a optymalnym obiadem dla nich jest schabowy, ziemniaki i prosta surówka.
Ja takich obiadów nie znoszę...
Nie lubię tradycji.

Gdy jestem w restauracji, zawsze wybiorę coś ,czego jeszcze nie znam, a chcę poznać. Taka przekorność. Tak samo, gdy gotuję. Ale łatwiej jest gotować dla siebie lub dla kogoś z tego wąskiego koła zainteresowań (pozdrowienia dla Kota!). Gdy dochodzi jednak do gotowania dla znajomych czy rodziny... Lekka innowacja i od razu kręcą nosami. Niewyobrażalne, kłótnia z własnym bratem, że chciałam zrobić kotleciki z cukinią i rybą... Albo przez to, że wolałam kuskus od frytek.

Tak samo, jeżeli mówimy o restauracjach. Mamy tyle cudownych filmów opowiadających o wspaniałych restauracjach, gdzie stawiają na wyjątkowość potrawy, wylewają siódme poty, by to ozdobić, aby cieszyło oko... Życie od Kuchni, Last Holiday, RATatoullie chociażby! Bajka, a w niej bajkowy świat, o który trudno nam w Polsce. Przeciętna restauracja nadal stawia na ilość, nie jakość jedzenia.
Pewnie, są takie restauracje, gdzie zapewne znajdę takie 'dziwactwa' (chociażby kuchnia molekularna...), ale jakoś w niej jeszcze nigdy nie byłam, oraz, gdybym zdecydowała się na pracę w dziele gastronomii, nie sądzę, żebym kiedykolwiek w takiej w naszym kraju wylądowała.

***

Temat ten pięknie nawiązuje do konkursu na skierniewicką szarlotkę - Skierlotkę zorganizowanego w ramach 33. Święta Kwiatów, Owoców i Warzyw, w którym po raz trzeci brałam udział.



Dwa lata temu, zajęłam miejsce na podium. Wtedy byłam zbyt przerażona, żeby eksperymentować i używałam maminego przepisu. Potem zaczęły się eksperymenty, innowacje i... Kończy się wszystko na wyróżnieniach.
Poszukujemy tradycji!

A prawda jest taka, że nie przepadam za szarlotkami, wolę inne ciasta. I zdecydowanie nie lubię smaku pieczonej antonówki, temu też używałam jabłek z odmiany Paulared i jestem z nich bardzo zadowolona.

Pierwsza myśl - jak rozruszać nudne i sztywne jabłka? Orzechy! najlepiej laskowe, ale jestem na nie uczulona, a sama spróbować muszę... Więc italiano! Kruche ciasto na spód znalazłam u Doroty z Moich Wypieków, kruszonkę podpatrzyłam od Komarki z Every Cake You Bake.

I zaczynamy piec!



Szarlotka z orzechami włoskimi. Skierlotka!

Składniki:

Kruche ciasto (od Doroty z Moich Wypieków)
25 dag mąki pszennej
20 dag masła lub margaryny
60 g cukru pudru
2 żółtka
20 dag zmielonych orzechów włoskich

Kruszonka (od Komarki z Every Cake you Bake, proporcje podwojone)
4 łyżki masła
szklanka cukru brązowego (użyłam trzcinowego, dark muscovado)
szklanka posiekanych orzechów
1/2 szklanki mąki
1 łyżeczka cynamonu

Masa jabłkowa:
2,5 kg jabłek
3-4 łyżki cukru
skórka z jednej cytryny
sok z połowy cytryny
starta gałka muszkatołowa
cynamon

Beza:
4 schłodzone białka
1,5 szklanki cukru




Wszystkie składniki na ciasto zagnieść, schłodzić w lodówce przynajmniej przez 1 godzinę.

Jabłka obrać (mam cudną obieraczkę ręczną, z którą idzie to w trymiga! I przy okazji oglądałam film...), zetrzeć na tarce o grubych oczkach i wrzucić na suchą, (dużą!) patelnię. Przesmaż je, mieszając co jakiś czas drewnianą łyżką. Uważaj, pod żadnym pozorem nie mogą przywierać ani się przypalić! Nie przykrywaj niczym i nie wydziwiaj, woda musi odparować.
Gdy już zmniejszą swoją objętość i nabiorą ładnego, rudawego koloru, dodaj cukier, skórkę i przyprawy.

Rozłóż schłodzone ciasto na blaszce wyłożonej pergaminem. Ponakłuwaj je widelcem i wsadź do piekarnika nastawionego na 200ºC, na 15 minut.

Zrób kruszonkę - wymieszaj składniki suche, po czym rozetrzyj je z masłem, formując grudki. Przygotuj też masę na bezę. Ubij białka na sztywną pianę, dodaj powolutku cukier, ciągle ubijając.

Wyjmij gotowe ciasto z piekarnika, nałóż na nie ciepłą masę jabłkową. Na wierzch, na środku, wyłóż bezę w fantazyjnych falkach. Odkryte jabłka zasyp kruszonką, sypnij też troszkę na bezę.

Temperaturę piekarnika obniż do 145ºC i włóż ciasto na 30 minut.
Posprzątaj bałagan!

Ozdobiłam je różą i owocami jabłoni dekoracyjnej...

Zrobiłam też DRUGĄ wersję ciacha:



Składniki te same, tylko jabłek nie miałam, więc wsadziłam ostatnie zapewne truskawki w tym sezonie. I zgadnijcie co?
Było lepsze... No cóż!

Pozdrawiam też serdecznie autorkę bloga Red And Pale, której szarlotka również została wyróżniona i mile spędziłyśmy czas na pogaduszkach na scenie.
Obydwie będziemy miały swoją odsłonę w artykule w gazecie Głos Skierniewic.
Mała reklama na Cynamonowej Filozofii! <3

Smacznego Wam życzę!
Wracam dooo... Matmy!

niedziela, 8 sierpnia 2010

Jajczane kotleciki z zieleniny



Coś delikatnego? Ziemniaki z poprzedniego obiadu? Nowa książka z przepisami wyczajona na Centralnym? Jasne! Obiad gotowy!
Następnego dnia kotleciki też wpakowałam do bento Kociska. Robienie bento to już obsesja, mam wrażenie... Ale, czemu nie?

Jajczane kotleciki z zieleniny



Składniki:
40 dag ziemniaków
4 jajka
10 dag żółtego sera
2 jajka
2 łyżki kaszy manny
pieprz, sól
1/3 pęczka szczypiorku
1/3 pęczka natki pietruszki
1/3 pęczka oregano
3 łyżki bułki tartej
olej do smażenia


Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie. Osączyć, odstawić do ostygnięcia. 2 jajka ugotować na twardo, ostudzić w zimnej wodzie i obrać ze skorupek. Natkę, szczypiorek i oregano umyć, osuszyć i drobno posiekać.

Ziemniaki i jajka zetrzeć na tarce o drobnych oczkach, a ser na tarce o grubych oczkach. Wymieszać ziemniaki, jajka, ser i posiekaną zieleninę. Dodać dwa surowe jajka i kaszę mannę. Doprawić do smaku solą, pieprzem. Dokładnie wyrobić masę.

Uformować kotleciki (około 8), obtoczyć w bułce tartej i smażyć na rumiano na rozgrzanym oleju.

Smakują dobrze zarówno na zimno jak i na ciepło. Podawałam je ze śmietanką i ze wspaniałym sosem pomidorowym mojej mamy. To jeden z moich ulubionych smaków z dzieciństwa i nie tylko, jest świetny do krokietów, gołąbków... Niebo w gębie!


Sos pomidorowy mojej mamy



- kopiata łyżeczka masła
- 1 duży słoik przecieru pomidorowego
- płaska łyżeczka mąki
- pół łyżeczki soli
- szczypta mielonej papryki
- pieprz
- 250 ml śmietanki UHT 12% do zupy
- odrobina wody wg. uznania


Przesmaż masło i przecier na patelni i wymieszaj dokładnie. Dodaj łyżeczkę mąki, ciągle mieszając, uważając, by nie powstały grudy.
Dodaj przyprawy, a następnie zalej wszystko śmietanką. Wymieszaj, w razie potrzeby rozcieńcz wodą.

Gdy wrzeje, zalewasz 250 ml śmietanki do zupy 12%, wodą rozcieńczyć

Wielkanocne wspominki. Pascha. Na szybko.



Ciąg dalszy wielkanocnych wspomnień. Mówiłam, że moja rodzina bardzo wielkonocna nie jest, prawda? Mówiłam. Nigdy też wcześniej nie mieliśmy Paschy. Argumentacja przeróżna - bo to trudne, staroświeckie...
Dość tego!
Robimy paschę!
I basta.

Wersja nie jest tradycyjna, jest szybka, prosta, wręcz na skróty, ale efekt jest zaskakujący. Zawsze lubiłam sery i stworzenia seropodobne, ale nigdy nie sądziłam, że to może być TAKIE dobre!



Składniki:
pół litra zakwaszonej śmietany 30%
6 jajek
kostka masła
litr mleka 3,2%
szklanka cukru
bakalie (kandyzowane i suszone owoce, orzechy)
dobry, ciemny rum


Mleko wlej go garnka i zagotuj. Połącz i roztrzep śmietanę z jajkami. Gdy mleko się zagotuje, wlej ostrożnie masę i zmniejsz ogień pod garnkiem. Gotuj mieszankę przez około 5 minut, aż do momentu, gdy zacznie się warzyć.
Zdejmij garnek z ognia, przykryj pokrywkę i pozostaw aby wystygło. Wystudzoną masę serową wylej do sitka wyłożonego dokładnie gazą. Pozostawić do odsączenia.
W tym czasie należy utrzeć masło z cukrem w makutrze (ja wynajęłam głowę rodziny, aby dzielnie ucierał w glinianej makutrze. Nie warto zdawać się na technikę, wyjdzie gorsze!). Gdy będzie już puszyste, dodawać stopniowo, po łyżce odsączoną masę serową i dalej ucierać.
Podczas ucierania dolewaj rumu, do smaku. Są tacy, którzy preferują desery ścinające z nóg, inni lubię tylko ślad smaku alkoholu. Do wyboru, do koloru. Gdy boimy się o naszych najmłodszych, możemy użyć tylko aromatu rumowego.
Na sam koniec masę dokładnie wymieszaj z bakaliami, wyłóż do formy, udekoruj i odstaw do lodówki, by się schłodziła.
Dla fanów słodyczy: można także polać deser galaretką, ale moim zdaniem jest to profanacja tradycyjnej, świątecznej potrawy.

Smacznego i na zapas: wesołych świąt Wielkiej Nocy 2011!

Wielkanocne wspominki. Przepiórcze w buraczkach

Pełna motywacji, samozaparcia, determinacji stwierdzam, że chcę się pozbyć przynajmniej tego bagażu, w postaci zalegających w komputerze zdjęć. Chcę być na bieżąco, aa! :D

To nic, że nie jestem spakowana do Bielska. Zrobiłam listę!
To nic, że jestem od pięciu godzin w piżamie.
To nic, to nic, przecież...
NADRABIAM ZALEGŁOŚCI!
Uff.



Wielkanoc nigdy nie była dla mnie regularnym świętem, takim, który zakasa kiecę, przytupnie i będzie obchodzone w towarzystwie śmiechów, pijackich śpiewów czy nawet atmosfery zadumy. A jednak, coś się zmieniło gdy dwa lata temu nasz domowy kark i kręgosłup zwinnie manipulujący wszystkimi leniwymi kończynami, wyjechał właśnie na święta. W domu to zawsze mama wszystko gotowała i przygotowała, starając się desperacko przywrócić urok Wielkanocy... Nigdy nawet nie poprosiła o pomoc, a wiadomo, leniwe i samolubne konusy to od razu wykorzystają i palcem nie ruszą, wyjadając beztrosko bakalie z mazurków. Gdy ona nie mogła nic przygotować, ja zakasałam rękawy i przy pomocy magazynu KUCHNIA postanowiłam przygotować COŚ w rodzaju świąt.
I nie było najgorzej, wiesz?
W tym roku też przygotowywałam potrawy, już nie sama, a ze wspomnianym karkiem i kręgosłupem. Szykowałyśmy się na dodatkowego gościa.
Bo wtedy milej.
Z obcym rodzinniej.

Przepiórcze w buraczkach
(przepis Przemysława Muszyńskiego, z magazynu KUCHNIA 4-2010)



Składniki:
1,5 kg niedużych buraków
1 szklanka octu winnego
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka soli
2 małe listki laurowe
5 goździków
24 jajeczka przepiórcze


Buraki obieramy, kroimy w plastry, zalewamy zimną wodą i zagotowujemy. Częściowo przykrywamy i dalej gotujemy aż zmiękną. Wywar z buraków cedzimy, odmierzamy dwie szklanki, zagotowujemy z octem i cukrem oraz przyprawami. Marynatę studzimy.
Jajeczka gotujemy na twardo. Odlewamy wodę, przykrywamy rondelek i potrząsamy, aby nadkruszyć skorupki. Zalewamy jajeczka zimną wodą, odstawiamy na 15 minut, obieramy ze skorupek i wstawiamy do słoja. Polewamy buraczaną marynatą, przykrywamy (zakręcamy) i odstawiamy. Są gotowe po 24 godzinach - jeśli będziemy marynować dłużej, białka będą gumowate, a marynata zabarwi też żółtka.

Zaskakują wyglądem, a do tego cudownie smakują.

Ekstrahowane! Leniwe świderki z rybą dla leniwego dziecka na Dzień Dziecka

I po raz ostatni, przepis ekstrahowany z mojego poprzedniego bloga, niniejszym ogłaszam oficjalnie jego odejście wniwecz!

W miniony Dzień Dziecka wróciłam padnięta do domu, chcąc tylko się schować pod kołdrą, musiałam jeszcze pokazać, że wszystko ok i coś zjeść... A z racji, że padałam z nóg i miałam ochotę na coś odbiegające od słodyczy...



Składniki (dla około 2-3 osób):
- 200-250 g makaronu świderki
- pół opakowania serka topionego z ziołami
- dwie-trzy łyżki śmietanki 18% do zupy
- pół szklanki mleko
- pęczek rzodkiewek
- pół pęczka szczypiorku
- duży zmrożony filet białej ryby (ja użyłam pangi)
- rozmaryn
- sos sojowy
- sól
- oliwa z oliwek


Rybę przemyj z ciepłej wodzie, natrzyj sokiem z cytryny i solą. Odstaw na chwilę na bok.
Najpierw przygotuj sos. Do rondelka na palniku wrzuć śmietankę, do niej dodaj serek topiony. Rozdrobnij, a później, gdy śmietanka się wystarczająco nagrzeje, połącz oba składniki trzepaczką. Dodaj nieco sosu sojowego, wymieszaj. Odstaw na bok.
Ugotuj makaron w osolonej wodzie. Wróć do ryby. Wylej na patelnię oliwę z oliwy - tyle, aby ją cała przykryć, ale żeby ryba nie pływała, byłaby za tłusta i niesmaczna. Wyłóż filet na rozgrzaną patelnie i delikatnie posyp z obu stron rozmarynem. Smaż po obu stronach aż ryba ładnie się zetnie i przyrumieni. Rozdrobnij następnie na drobne kawałki.
Odgrzej Twój sos, mieszając go trzepaczką. Zapewne już zgęstniał od czasu, gdy pozostawiliśmy go samemu sobie - od tego jest mleko. Podgrzewając sos, jedną ręką nie przerywaj mieszania, drugą powoli wlewaj tyle mleka, ile potrzebujesz. Sos nie może być wodnisty, a też nie może się lepić, ale przede wszystkim - musi być gładki.
Odcedź makaron, nie przelewaj go zimną wodą - nie szkodzi, że się będzie kleił, to część uroku. Nakładaj do misek czy na talerze, każdą porcję polej sosem, dokładnie wymieszaj. Dodaj rozkawałkowaną rybę, także wymieszaj.
Rzodkiewki umyj, a następnie pokrój w talarki, lekko posól. Potnij szczypiorek, także dodaj szczyptę soli. Ułóż na przygotowanych świderkach.

Udekoruj (np. gałązką oregano) i podawaj. Bon apetit!

Danie doskonałe, gdy nie masz ni sił, ni czasu, żeby szykować coś bardziej wykwintnego. Przyznaję się bez bicia - często jem nad komputerem, nadrabiając zaległości z świecie Bożym podczas posiłku. Co widać - możecie podziwiać tapetę z moim Skarbem! Gdzie się podziały czasy tych długaśnych kudłów, w które można było zatopić palce i zapomnieć o Świecie, no gdzie?

Ekstrahowane! Łososiowa kanapka bentowa


Kolejny, ale już przedostatni przepis ekstrahowany z mojego starego bloga.

Najwięcej satysfakcji daje... dawanie satysfakcji. Przyjemności. W każdym tego słowa znaczeniu.

"Hej, mam prośbę. Zrób mi bento!"
"Zrobię! Postaram się jak tylko mogę!"
"Hej, ale... Wystarczy mi kanapka..."
"Ale to nie będzie taka zwykła kanapka :3"


Bento to bardzo luźne określenie wszystkiego, co jadalne, a da się to wziąć ze sobą w podróż, do szkoły, do pracy... Wywodzi się z Japonii, nietrudno się domyślić, że i na tym punkcie mam niemałego kręćka.

Desperacki bieg przez kuchnię, nerwowe przeglądanie lodówki i nagłe olśnienie pod wpływem adrenaliny - to jest to!
Wyszła bentowa kanapka, co się gapiła oliwkowymi oczami. I pan Pomidor w uśmiechnietą, zieloną mordką.
A bentowa kanapka... Ok, wyszła dooobra...



Składniki:
bułka razowa (raz użyłam kawałka bagietki razowej, za drugim razową bułkę z nasionami soi)
3-4 łyżki stołowe serka ricotta
ok. 40g [na większą kanapkę] filetu z łososia (ze skórą)
3 cm pora (tylko część jasnozielona i biała!)
syrop klonowy
mała garść ziaren sezamu
szczypta soli
odrobina soku z cytryny


Sposób przygotowania:

Przygotuj łososia - umyj filety, po czym obmyj w soku cytrynowym i oprósz solą. Smaż je na suchej patelni grilowej z obu stron aż do momentu gdy się zrumienią (sprawdź, czy ryba w środku nie jest surowa). Zdejmij z paletni, delitkatnie osącz z tłuszczu na papierowym ręczniku kuchennym. Pozostaw do wystygnięcia.
Upraż sezam na suchej patelni.
Rozkrój bułkę na pół, ale nie rozdzielaj jej połówek - będzie Ci wygodniej ją trzymać! Górną część polej równomiernie od środka dwiema łyżkami syropu klonowego. Pozwól, żeby wsiąkł, lecz nie dopuść, aby bułka rozmiękła.
Dolną połówkę posmaruj grubo i dokładnie ricottą.
Rozdrobniej wcześniej przygotowanego łososia palcami i ułóż na serku. Następnie polej kompozycję dodatkową porcją syropu klonowego, według uznania.
Dołóż do kanapki w miarę grubo posiekanego i lekko osolonego pora. Posyp całość prażonym sezamem.

Zamknij kanapkę, zapakuj i rozkoszuj się smakiem gdzie tylko i z KIM tylko chcesz.

Nota ode moi: przepis autorski. Gramaturgia w nim jest chwiejna, bo osobiście rzadko kiedy się stricta zasad trzymam jeżeli o gotowanie chodzi. Pamietajmy, że wszystkie przepisy podają orientacyjnie ile czego mamy stosować. Robiłam kanapkę jak dotąd dwa razy - raz z sałatą zamiast pora. I wtedy miała ona oczka z oliwki i pana Pomidora obok. Łosoś w sumie został się mi z obiadu i tak leżał w lodówce. A co tam robi odwrócona flaga Francji? Ładnie wygląda, to robi. Jest tu wetknięta dla bajeru. Nie jest to ani potrawa Francuska, ani jakaś publiczna deklaracja poiltyczna czy kulturalna. Po prostu sobie tam sterczy i jest fajna. Acha, wiem, że mi się sezam nieco przyjarał xD

A Kot był zadowolony (choć nadal mi ciężko wierzyć w obiektywizm w obliczu miłości xD), więc wszystko w należytym porządku. Ja osobiście dostaję od takiego połączenia smakowego kręćka.